Wyszło słońce i moje meteopatyczne skłonności chyba obudziły we mnie trochę pozytywnych emocji, także dziś przychodzę do Was z postem o szczęściu.
Nie, proszę, nie zrażajcie się do czytania tylko dlatego że poruszam- przyznam dość popularny i oklepany temat, na który pozornie nie da się nic więcej powiedzieć.
Czasem proste, oczywiste przemyślenia ujęte w odpowiedni sposób potrafią diametralnie zmienić punkt widzenia. Czasami wystarczy znaleźć tylko kilka odpowiednich słów. Co potwierdza z resztą fakt jak ogromna jest moc słowa i jak nasz ograniczony ludzki umysł potrafi przyswajać wiedzę. Trzeba mu ją podać na talerzu, odpowiednio pokrojoną na malutkie kawałeczki, bo innych dawek nie jest w stanie przełknąć. Czasami czujemy idee- tak zwany szelest porannych gwiazd jak genialnie nazwał to Vadim Zeland- ale musimy mieć ją odpowiednio podaną aby móc sobie ją uświadomić.
Dlaczego piszę ten post? Może dlatego, że dużo osób, szczególnie teraz podczas pandemii zaczęło się gubić. Może dlatego że cała ludzkość zastanawia się nad tym od wieków i nikt nie znalazł jeszcze odpowiedzi. Chociaż- czy na pewno jej nie znaleźliśmy…? A może cały czas mamy ją przed nosem tylko nie umiemy po nią sięgnąć?
Zaczęłam się ostatnio zastanawiać czego chcę w życiu. Pierwsza odpowiedz która wysunęła mi się z czeluści mojej podświadomości mówiła: chcę być szczęśliwa. Po prostu. Świetnie, jakbym tylko wiedziała co miałam przez to na myśli.
Dlaczego w ogóle zaczęłam się nad tym zastanawiać? Bo całe moje życie zaczęło zlewać mi się w jakąś niewyraźną plamę. Nawet nie chodzi o to, że coś złego działo się w moim życiu. Żyłam po prostu nijako.
Żeby być szczęśliwym nie należy tylko nie chcieć pozbawiać się życia, wyeliminować do niego niechęć, żal i wszystkie inne pretensje. Wtedy z negatywnego postrzegania świata przechodzimy na bierne postrzeganie świata. Oczywiście, z dwojga złego już lepiej postrzegać go biernie niż negatywnie. Ale czy to to do czego dążymy? Chcemy w życiu być tylko bierni, przeżywać dzień za dniem jak marionetka? Szkoła, praca, od czasu do czasu się gdzieś wyjdzie. Niby mamy poczucie że coś robimy. Gramy w jakąś grę, przeglądamy Tiktoka godzinę za godziną, czerpiąc z tego jakąś tam przyjemność. prowadzimy nic nie znaczące rozmowy. Żyjemy. Egzystujemy z poczuciem jakiejś pustki, niedosytu, pragnąc od życia czegoś więcej. Sami z resztą nie wiedząc czego. Może mamy to gdzieś na końcu języka, ukrywamy to gdzieś w czeluściach naszej podświadomości.
Długo patrzyłam jak życie przemykało mi się między palcami. Jakbym jechała w mknącym pociągu, biernie oglądając przez szybę zmieniający się krajobraz, widząc jak coraz to kolejne rzeczy mijały mnie, zostawały daleko, daleko za mną.
Jednak to nie one mnie mijały, tylko ja mijałam je. To ja patrzyłam przez szybę. To ja pędziłam. Jak apatyczny pasażer, którego nie obchodzi nic poza dotarciem do jakiegoś odległego celu. Nie zwracający uwagi nawet na to co mija kierując się w jego stronę.
Co mam na myśli- bycie szczęśliwym nie polega na tym, żeby biernie pogodzić się z faktem, że istniejemy tylko żeby być za to istnienie wdzięcznym.
I oczywiście pisząc o wyeliminowaniu negatywnych emocji nie mam na myśli tego, żeby unikać nieprzyjemności bo jest to oczywiście awykonalne:) Miałam na myśli zmienienie punktu widzenia, pozbycie się żalu, niechęci do świata.
W ogóle wychodzę w życiu z założenia, że nawet jeśli coś sprawia nam nieprzyjemności bądź nas rani nie zawsze jest od razu złe, tak jak jest to zazwyczaj schematycznie postrzegane. Że złe doświadczenia są nam potrzebne. Czasami nawet lubię poczuć się źle, lubię zagłębić się w swoim smutku, to tylko emocje. Wywołują w naszym ciele jakiś dyskomfort, jednak nie jest on ani trwały ani wielki.
Trzeba zmienić punkt widzenia. Nauczyć się wyciągać pozytywy z nieprzyjemnych zdarzeń. Doceniać wszystko, co nam się przytrafia.
Więc zaczęłam zadałam sobie pytanie- co tak naprawdę czyni mnie szczęśliwą? I spisałam wszystko na kartce. Od małych rzeczy takich jak patrzenie na słońce, słuchanie muzyki, bieganie, po wyrażanie samej siebie, szczere rozmowy z drugą osobą, samoakceptacja. Dlaczego nie napisałam tu na przykład o satysfakcji? Albo kupnie nowych rzeczy, czy czymś innym co pozornie daje nam szczęście? No właśnie, bo czasami możemy ulec pozornemu poczuciu szczęścia. Opartemu na pozytywnym pobudzeniu, okazującym się jednak być tylko chwilowym intensywnym impulsem, ekstazą. Satysfakcja na przykład pobudza mnie pozytywnie ale nie daje mi szczęścia. Daje mi euforię, ekstazę, adrenalinę. Nie szczęście. Czasem wystarczy poszukać bliżej. Ludzie zawsze szukają za daleko.
Wam radzę to samo- zastanówcie się co czyni was szczęśliwymi? I wpiszcie wszystko na kartce, w notatkach, na komputerze. Ale pisząc ,,zastanówcie się’’ nie mam na myśli wpiszcie wszystkie rzeczy jakie dawały wam przyjemność, po których czuliście się przyjemnie pobudzeni, rzeczy które stereotypowo są uznawane za dające szczęście. Pisząc ,,zastanówcie się’’ mam na myśli spójrzcie w głąb swojej duszy, posłuchacie swojego wewnętrznego głosu, po prostu posłuchajcie siebie. Zostańcie sami ze sobą, zamknijcie się przez chwilę na świat.
Czy to tak trudno odróżnić? Nie. Sami poczujemy czy to co piszemy przed sobą na kartce jest zgodne z nami. Jeśli oczywiście jesteśmy szczerzy ze sobą i nie próbujemy niczego sobie wmówić.
Delektować się chwilą
Zauważyłam ostatnio co pomaga w dostrzeganiu szczęścia, piękna w naszym życiu. Delektowanie się chwilą. Co mam na myśli pisząc delektowanie się chwilą? Zatrzymanie się chwilę w naszym jadącym pociągu. Trzeba przestać pędzić. Docenić to jakie piękne widoki mijamy po drodze. Może nawet zrobić przystanek i wyjść na krótki spacer?
A co mam dosłownie na myśli? Starać się poczuć rzeczywistość, świat każdym zmysłem. Chłonąć wszystko dookoła. Korzystać z każdego, najmniejszego okruchu świata jaki nas otacza.
Uwielbiam delektować się każdym najmniejszym szczegółem w swoim życiu. Pozornie głupimi rzeczami. Szczegółami. W szczegółach tkwi piękno. Wyrażać siebie poprzez szczegóły. Zaczęłam zapisywać krótkie zdania, które przyjdą mi do głowy podczas spacerów, ćwiczeń, jazdy samochodem. Ubierać swoje myśli w krótkie przemyślenia i dzielić się z nimi z innymi. Uwielbiam dostawać je od innych. Bo właśnie z takich małych rzeczy składa nam się obraz człowieka.
Może właśnie taki jest sens naszej egzystencji? Żeby umieć wyciągnąć szczęście z życia. Bo kiedy człowiek czuje że jest w pełni szczęśliwy, nie potrzebuje niczego więcej.
Szczęście to uświadomienie sobie, docenienie tego co mamy. Stąd ta wdzięczność. Stąd wdzięczność za swoją egzystencję.
Szczęście to według mnie po prostu wdzięczność za swoje istnienie. Kiedy żyjesz i czujesz że CHCESZ żyć. Że naprawdę jesteś za to życie wdzięczny.
Także... Jestem szczęśliwa, że jestem szczęśliwa. I mam nadzieję że wy też będziecie bądź jesteście. Bo szczęście wcale nie jest takie trudne jeśli się za wiele od tego szczęścia nie wymaga…
Trzymajcie się kochani;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz