sobota, 5 września 2020

Dlaczego nie warto bać się odrzucenia i jak sobie z nim radzić?


W tym poście opowiem wam historię. O tym jak łatwo można zranić człowieka.

Na pewno każdy z was się kiedyś zakochał. Nawet jeśli nie, na pewno ktoś się wam podobał albo chociażby wam na kimś zależało. Miłość to zagadka nieodgadniona przez wieki. Chyba nikomu nie udało się jeszcze zdefiniować tego uczucia mimo tego, że każdy z nas je odczuwa. Nie mówię tu nawet o miłości między dwoma osobami. Każdy z nas kiedyś odczuł miłość. Do rodziców, rodzeństwa, dziadków, kogokolwiek.

Co skłania nas do odczuwania miłości? Dlaczego akurat do tej konkretnej osoby? Czym właściwie jest to, co czujemy? Dlaczego to czujemy i dlaczego nie możemy przestać kiedy nam się podoba?

Co? Liczycie, że wam na to odpowiem? Śmieszne- sama chciałabym to wiedzieć! Przecież wspominałam już, że to zagadka nieodgadniona przez wieki. Gdyby ktokolwiek ją rozwiązał, nie zadawałabym takich pytań. Nikt by nie zadawał. A jednak ludzie nadal nie mogą sobie z tym poradzić. Z tym jednym głupim, niepozornym uczuciem. Gdyby ktokolwiek ją rozwiązał, nie byłoby na świecie zerwań, rozwodów, złamanych serc i cierpienia (spowodowanego miłością oczywiście). Tak uporczywie chcemy ich uniknąć, a wchodząc w relacje- paradoksalnie musimy się z nimi liczyć. Łapiąc do kogoś uczucia. Nigdy nie wiemy jak skończy się każda kolejna relacja. A mimo to zawsze w nią brniemy. Przez miłość. Przez uczucie, którego nie jesteśmy w stanie okiełznać.

Też kiedyś zostałam odrzucona. Z resztą jak każdy. Byłam młoda i głupia- jakkolwiek oklepanie by to nie zabrzmiało- tak, kiedyś byłam głupia. Chyba za mało wtedy przeżyłam żeby móc cokolwiek powiedzieć o świecie czy o jakichkolwiek relacjach. Żeby nie było- nadal jestem młoda ale w innym sensie. Byłam, o- niedojrzała. Powiedzmy, że tak to nazwę. Jestem przekonana, że wiecie, co mam przez to na myśli.

Moja osobowość była w rozsypce. Praktycznie nie miałam żadnej samoświadomości, moja pewność siebie była bardzo chwiejna i zależna od tego co świat powie na to, co zrobię. Połowicznie żyłam jeszcze w świecie własnych wyobrażeń, widząc go w czarno-białych barwach, patrząc na niego przez różowe okulary. Spodobał mi się chłopak. Z perspektywy czasu kompletnie nie wiem dlaczego- ale to chyba normalne dla tego wieku, że po kilku latach uznajemy nasze decyzje za irracjonalne:). W każdym razie- może nie był zbyt inteligentny, ale patrząc na mój światopogląd w tamtym czasie, nie będę kwestionować tego wyboru…

W każdym razie coś mnie do niego ciągnęło. Teraz wiem, że nie była to miłość. Jakieś zainteresowanie, może zauroczenie. Nie zdążyłam poznać go na tyle, żeby go pokochać. Ale się zaangażowałam. Tak naprawdę był moim pierwszym zauroczeniem. Nie wiem, jak to głupia nastolatka żywiłam jakieś chore nadzieje na związek jak z bajki i rycerza na białym koniu. Nie wiedziałam nawet na czym powinna opierać się relacja, a chciałam czegoś więcej. Poczułam ten dziwny, nieuzasadniony pociąg (jakkolwiek to miałoby zabrzmieć- ale chyba zgodzicie się ze mną, że można to tak nazwać) do drugiej osoby. Nie zastanawiałam się nawet nad tym, czy powinnam mu to powiedzieć. Po prostu tego chciałam. Bez względu na konsekwencje. Postąpiłam trochę impulsywnie i bardzo tego pożałowałam. Bo okazało się, że wcale mu się nie podobam.

Nie będę opisywać tego, jak się wtedy czułam. Zakładam, że skoro czytacie teraz ten artykuł to wiecie jak wygląda odrzucenie. Jaki ból za sobą niesie. Szczególnie kiedy jest to ktoś ważny albo jeśli nie jesteś jeszcze uodporniony/a na takie sytuacje, bo to pierwszy raz.

O chłopaku dawno zapomniałam. Dawno zobaczyłam czego jest wart i dawno zamknęłam ten rozdział- zrobiłam chyba to, co należy. Ale nie chodzi o niego. Chodzi o to, co zostawił w mojej psychice swoim zachowaniem.

Nigdy nie byłam w związku. Nigdy. Przez całe moje życie. Patrzyłam jak moi rówieśnicy się zakochują, przeżywają razem piękne chwile, kochają się, nienawidzą, zrywają ze sobą, uświadamiają sobie, że się potrzebują. Tworzą relacje.

A ja stałam w miejscu. Znajomi może nie mówili mi tego wprost, ale dziwili się dlaczego nie wchodzę w żadne relacje. Dlaczego zupełnie nie odczuwam pociągu do nikogo. Przecież wiek dojrzewania to wiek eksperymentów, doświadczeń. Czas przeznaczony na to, żeby uczyć się takich rzeczy. Tylko pytanie czy naprawdę nikt mi się nie podobał czy po prostu ja nikomu o tym nie mówiłam?

Mam bardzo inteligentnych czytelników, więc myślę, że sami odpowiedzieliście sobie na pytanie. Jesteście pewnie ciekawi, a może sami domyślacie się dlaczego? Dlatego, bo jakiś głupi chłopak o którym już dawno nie myślę mnie kiedyś odrzucił? Sądzicie, że to taki błahy powód?

Odrzucił mnie i go straciłam. Bałam się, że stracę w ten sposób każdego kolejnego chłopaka, który mi się podobał. Dlatego wolałam siedzieć cicho i nic nie mówić. Strach przed ich utratą był silniejszy, kazał mi siedzieć cicho. Kazał mi cierpieć, pozostawać bierną.

To ważne, żeby od małego potrafić radzić sobie z odrzuceniem. Bo wbrew prozom to wcale nie taka łatwa sprawa. Bo potem skończycie tak jak ja marnując wiele okazji na wspaniałe relacje, niezapomniane chwile- związki na całe życie lub nie. Nieważne. Okazji na to by w pełni dojrzewać i doświadczać tego, co oferuje mi świat. Strach przed utratą nie może być silniejszy niż potrzeba, którą każdy z nas w sobie ma. Potrzebą miłości.

Odrzucenie zachwiało we mnie poczucie własnej wartości, które wtedy miałam bardzo niskie. Kiedy trochę je podbudowałam bałam się kolejnego ciosu, więc nie przystępowałam do walki. Zaczęłam je budować na czymś innym. Wolałam nie wiedzieć czy ktoś odwzajemnia moje uczucia nawet jeśli była szansa, że to robi. Nie chciałam znać odpowiedzi bo wiedziałam, że jest możliwość, że może być negatywna. Nie pytałam o to nie dlatego, że nikt mi się nie podobał- dlatego, że bałam się, że powie nie. Bo jestem na to za dumna. Patrzyłam na to, co stracę, nie na to, co zyskam. Problem w tym, że nic nie ryzykując nie można nic osiągnąć.

Pewnie uważacie, że przesadzam. No cóż, jestem po prostu wrażliwa. Nie piszę tego, żeby zrobiło się wam mnie żal- to moje błędy i moja sprawa jak je wykorzystam. Piszę to po to, żeby uświadomić wam, że odrzucenia nie należy się bać. Bo więcej stracicie chcąc go uniknąć niż się na niego narażając. Paradoksalnie.

Tak, ja wiem, że to idiotyczne podejście, ale spokojnie- absolutnie nie każę wam brać z tego przykładu. Opisuję tu swoje błędy nie po to, żebyście brali je za przykład- chcę żebyście patrzyli na nie jak na przestrogę (to samo tyczy się artykułu o zaburzeniach odżywiania!).

To chyba na tyle jeśli chodzi o to dlaczego nie warto się go bać. A nie, mam jeszcze jeden powód- nie warto się go bać, gdyż- zaskoczę was lub nie- naprawdę można sobie z nim poradzić. I tu przejdźmy do drugiej części artykułu.

Nie traktuj odrzucenia jak porażki. Bo to nie twoja wina. Spróbuj spojrzeć inaczej na całą sytuację. Jeśli już bardzo chcesz traktować je jako porażkę- dobrze. Możesz potraktować je jako upadek na drodze do osiągnięcia celu. Wchodzenie w związki w wieku nastoletnim to nie żaden wyznacznik atrakcyjności- to poszukiwania. Celem każdego z nas jest znalezienie tej właściwej osoby. Po drodze do celu zawsze napotkamy jakieś przeszkody. Jeśli ich nie pokonamy- nie osiągniemy go. Można zatem potraktować je jako zło konieczne w drodze do celu. Wszystko działa na tej samej zasadzie- zanim zostaniesz mistrzem świata, zaliczysz kilka, kilkanaście, czy nawet kilkaset przegranych meczy. I co z tego? Teraz jesteś mistrzem. Czy gdybyś nie wziął w nich udziału w strachu przed przegraną- nadal byś nim był? Nie. Nie ma nawet takiej opcji.

Nie wmawiać sobie, że osoba, która nas odrzuciła już nam się nie podoba, jeśli to nieprawda. Bawi mnie czasem gdy widzę jak zdesperowane dziewczyny tuż po zerwaniu albo nawet otrzymaniu samej odmowy jakiegoś spotkania czy randki chodzą po wszystkich wspólnych znajomych i obgadują wybranka, który ich zranił albo ,,nagle’’ wrzucają na Instagrama jakieś ładne zdjęcia- okej, pisząc ,,ładne’’ mam na myśli to, że mają na twarzy dwa razy więcej tapety niż normalnie, push up i cycki na wierzchu, albo w mniej drastycznych przypadkach po prostu bardzo obcisłe ubrania- ale to tak na marginesie. Nie wiem czy chcą się przez to poczuć lepiej- na pewno chcą- ale przez odstawianie takich cyrków na pewno tego nie osiągną. Nie mówię, że to neguję- to dość dobry sposób na krótkotrwałe dowartościowanie samego siebie. Może niektórym to pomaga. Na chwilę. Ale przykro mi, nie rozwiąże problemu. To trochę takie budowanie własnego wizerunku na opinii innych. Niezbyt skuteczna metoda, bo gdy ludzie nie wierzą w twoje bajki, które wstawiasz na Instagrama, sam w nie nie wierzysz;).

Wmawianie sobie, że ktoś nam się nie podoba to oszukiwane samych siebie. Żeby- tak to nazwę- doprowadzić się do ,,porządku’’ psychicznego, musimy być i postępować w zgodzie ze sobą. Okłamywanie siebie znacznie utrudnia nam w tym momencie zadanie. Więc- jeśli on/ona cię nie chce, a nadal coś do niego/niej czujesz- nie okłamuj się. Przyznaj to. Bez wyrzutów, bez smutku, bez złości. Przyznaj to przed sobą jak zwykły fakt- tak już jest i cokolwiek nie próbowałbyś z tym zrobić, na chwilę obecną tego nie zmienisz. I to jest w porządku.

Nawet jeśli czasami wydaje nam się, że czujemy coś do innej osoby przez bardzo długi czas- czy na pewno to czujemy czy przypadkiem sami sobie tego nie wmawiamy? Może przez jedno odrzucenie nie dajemy sobie szansy się zakochać, poznać ktokolwiek innego, bo nie chcemy narażać się na kolejne? Wmawianie sobie, że ktoś nam się podoba w momencie gdy gdzieś podświadomie wiemy, że to nieprawda to też oszukiwanie samego siebie. Często podświadomie unikamy ryzyka w obawie przed porażką. A wcale nie jest taka straszna, jaka się wydaje. Co prawda nie ma na nią konkretnego lekarstwa, ale umówmy się- jakkolwiek by nas to nie bolała, jesteśmy w stanie ją wytrzymać.

Na to żeby sprawdzić czy czujemy coś do drugiej osoby nie ma innego sposobu niż po prostu przebywanie z nią i obserwowanie siebie. Przyglądanie się emocjom jakie przy niej odczuwamy. Żeby powiedzieć, że ktoś przestał nam się podobać nie możemy go unikać, musimy stanąć przy kimś w twarzą w twarz i zobaczyć co czujemy. Nie potrzeba słów, gestów, spojrzeń. Po prostu uczucia. Władają nami czasami uczucia, których nie chcemy, które wolelibyśmy schować w najgłębszy kąt swojej głowy i nigdy się do nich nie przyznawać. Człowiek nigdy nie oszuka samego siebie. Uczucia są czymś nad czym nie potrafimy czasem zapanować. I w przeciwieństwie do emocji to całkowicie normalne.

W momencie kiedy odrzuca nas ktoś na kim bardzo nam zależy jesteśmy w pewnym sensie bezsilni. Możemy starać się imponować drugiej osobie zmieniając, ulepszając siebie, jednak nie mamy wpływu na to jak zostanie to odebrane. Nie mamy wpływu na decyzje jakie podejmuje druga osoba, możemy jedynie starać się na nie wpłynąć. Możemy wmawiać sobie co chcemy, ale każdy z nas jest tego świadomy.

Każdy z nas reaguje na bezsilność inaczej. Niektórzy przeradzają ją w złość, niektórzy w smutek, jeszcze inni w histerię, ataki paniki- jest na to tysiące sposobów. Pytanie tylko- czy mamy wpływ na to jak możemy na nią reagować? Tak, mamy. Bezsilność, odrzucenie to po prostu silne emocje. Kiedy odczuwamy silne emocje nie lubimy pozostawać wobec nich bierni. Często ludzie wyżywają się oczerniając osobę, przez którą zostali odrzuceni- tak próbują sobie z nimi radzić. Udając, że nic do niej nie czują. Są źli. Na nią. Na siebie. A to niczyja wina.

Nie pomożemy sobie przeobrażając nasze emocje w coś takiego. A skoro naszym celem jest sobie pomóc- najlepsze jak możemy poradzić sobie w tej sytuacji to wykorzystać natłok emocji, który w sobie mamy i przeobrazić go w coś pozytywnego, konstruktywnego. Skupić się na sobie. Przeobrazić je w siłę, z którą jesteśmy w stanie wyjść z podniesioną głową. I przede wszystkim bez wyrzutów ani do siebie ani do osoby, która nas zraniła. Bo było to tylko i wyłącznie skutkiem jej szczerości wobec nas- nie miała w tym złych zamiarów.

Imponowanie drugiej osobie nie ma sensu. Bo sensem twojego życia jest twoje szczęście. Nie będziesz szczęśliwy próbując zaimponować komuś innemu. Nie będziesz szczęśliwy próbując znaleźć szczęście w innej osobie. Musisz znaleźć je w sobie. Dążyć do tego żeby w tobie pozostało i otaczać się ludźmi, którzy się do tego przyczyniają.

Tak, ja wiem, że to wszystko wydaje się niby takie oczywiste, a w rzeczywistości- no cóż, nie będę kłamać- nie zawsze takie jest. Ja sama popełniam błędy. Sama nie zawsze stosuje się do tego, co piszę. Sama czasem nie wierzę, że jestem w stanie postępować w stu procentach tak, jak piszę. Pisząc ten artykuł starałam się przekonać o tym nie tylko Was, ale również samą siebie;). 

 

Proszę nie traktować tego jako niewiadomo jak poważny artykuł(!!!)- to tylko moje luźne myśli i porady:) Plus jeśli ktokolwiek z was dobrnął do końca, byłoby miło gdyby dał znać co sądzi i dzięki za to że poświęciliście chwilkę żeby tu wpaść:))

wtorek, 11 sierpnia 2020

Jak nie przejmować się opinią innych?

 

Mówi się, że życie to nie gra. A jednak jesteśmy zamknięci w jakiejś określonej rzeczywistości, z jasno lub niejasno nakreślonymi zasadami, rządzącej się własnymi prawami i toczącym się od wieków ciągiem przyczynowo skutkowym. Całe życie skaczemy po nieustannie zmieniającej się szachownicy. Mijamy poruszające się w jakimś odgórnie narzuconym szyku pionki. Oddalamy się od jednych, zbliżamy do drugich. Robimy krok do przodu. Krok do tyłu. Kręcimy się w koło lub zbliżamy do jakiegoś celu. Pytanie tylko czy ruszamy się sami czy ktoś porusza nas. Co skłania nas do wykonania danego ruchu? Czy jesteśmy pionkiem, czy graczem?

Nigdy nie będziemy mieć pełnego wpływu na to, co dzieje się w naszym życiu. Więc dlaczego nie wykorzystujemy tego wpływu, jaki mamy? Często podejmujemy decyzje na podstawie zdania innych osób. Uzależniając od nich swoje życie. Stając się pionkami.

Nie mówię o tym, żeby od razu przestać przejmować się tym, co myślą o nas ludzie i wyjść na ulicy w neonowym cylindrze, samej bieliźnie albo jeszcze innym dziwactwie. Chodzi mi bardziej o to, żeby to, jak traktują nas inni ludzie nie wypływało na to jak się ze sobą czujemy.  To, że ktoś nie będzie chciał się z nami zadawać albo rzuci nas druga połówka, bo jej ,,nie odpowiadamy’’, że ktoś rzuci nam niemiły komentarz. Takie rzeczy często wypływają na nasze poczucie własnej wartości, a nie powinny. Bo naprawdę nie są tego warte.

Każdy z nas liczy się ze zdaniem innych. I to zupełnie normalne. Każdy człowiek ma potrzebę akceptacji i przynależności, chce być dobrze postrzegany. Nie neguję tego, bo chyba nie da się tego w ludziach zmienić. A przynajmniej nie da się tego całkowicie wyeliminować. Kiedyś miałam nawet wrażenie, że to jakiś niezależny mechanizm, reakcja, której nie możemy kontrolować. Coś jak odsuwanie ręki gdy przed oparzeniem, bezwarunkowy odruch na przebywanie w społeczeństwie. I szczerze mówiąc trochę tak jest. Jest to pewnego rodzaju reakcja, wbrew pozorom jednak mamy na nią wpływ.

Wiadomo, że chcemy, żeby była jak najlepsza. A jeśli ludzie nie będą myśleć o nas w taki sposób, w jaki byśmy chcieli? No właśnie- co wtedy. Opinia innych ludzi na nasz temat- dobra czy zła- nigdy nie zniknie. Ludzie zawsze będą nas oceniać. Ale to od nas zależy jak będziemy na to reagować. A to czy będziemy się nią przejmować zależy w dużym stopniu od tego czym tak naprawdę ona dla nas jest. Komentarzem czy wyznacznikiem? To, jak ją postrzegamy i to jak sobie z nią poradzimy- zależy od nas.

Może żeby bardziej to zobrazować powołam się na bardzo prosty przykład. Sytuacja z życia codziennego, w której mamy styczność z nieuniknionym bólem fizycznym. Na przykład nastawianie skręconej kostki, borowanie w mocno zepsutym zębie albo pobranie krwi. Różne rodzaje bólu, jedne mocniejsze, drugie słabsze- tak naprawdę to od nas zależy jak poradzimy sobie z bólem. To od nas zależy czy wmówimy sobie, że ból będzie na tyle silny, że będziemy wyć i krzyczeć z bólu czy potraktujemy go jako coś przejściowego, coś co pomoże nam wrócić do zdrowia, co nas wzmocni i weźmiemy głęboki oddech, zaciśniemy pięści czekając aż krótki, mocny i nieprzyjemny impuls przepłynie przez nasze ciało. To, jak postrzegamy każdego rodzaju ból- fizyczny czy psychiczny- decyduje o tym czy pozwalamy, żeby nas niszczył czy wzmacniał.

Pierwszym krokiem do poradzenia sobie z hejtem jest świadomość, że rzeczywiście możemy sobie z nim poradzić- że możemy przestawić swój tok myślenia, zacząć patrzeć na niego inaczej. Pytanie tylko jak to zrobić.

Może najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie- dlaczego w ogóle się nim przejmujemy? Dlaczego ludzie przejmują się tym, co inny o nich myślą? Odpowiedź na to pytanie może wydawać się oczywista. Każdy chce być akceptowany i każdy potrzebuje w swoim życiu innych ludzi. Przejmujemy się ich zdaniem, bo zależy nam na ich akceptacji. To jednak bardzo płytka odpowiedź. Najprostsze wyjaśnienie jakim możemy się usprawiedliwić: ,,nie mogę pozwolić, żeby inni myśleli o mnie źle, bo w przeciwnym wypadku zostanę odrzucony/a’’. Weź głęboki oddech, usiądź wygodnie i pomyśl. Czy chodzi ci tylko o akceptację?

Opinia innych osób jest dla wielu z nas nie tylko kluczem do akceptacji innych, ale też wyznacznikiem poczucia własnej wartości. Patrzymy jak inni reagują na nasze zachowania, sposób bycia, wszystko co robimy. Często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, bo robimy to podświadomie. Bo często budując poczucie własnej wartości potrzebujemy takiego wyznacznika. Opinia innych osób jest najprostszym sposobem na to żeby dowiedzieć się czy to, co robimy jest stosowne i właściwe. Można nawet powiedzieć, że w pewnym sensie szukamy w niej jakiejś odpowiedzi na nasze czyny i na jej podstawie wysnuwamy wnioski. Im częściej to robimy, tym bardziej zaczynamy opierać na niej poczucie naszej wartości. I tym trudniej nam jest przestać się nią przejmować.

Więc jak przerwać to zamknięte koło? Znaleźć oparcie w czymś innym.

Opinia innych jest dla nas ważna, bo często to ona kształtuje nasz wizerunek w swoich własnych oczach. Jednak warto uświadomić sobie, że to nie na niej powinien się on opierać. Nie możemy traktować opinii innych jako wyznacznika czegokolwiek. Ocena innych to zawsze subiektywne zdanie.

Dojrzewający człowiek zawsze podświadomie będzie szukał w świecie odpowiedzi na swoje czyny. To normalne i nie ma w tym nic złego. Jednak znajdując oparcie w opinii innych osób, pozwalamy innym decydować o naszym życiu. Sami uzależniamy się od tego, co jest na zewnątrz, rzucając poczucie własnej wartości na pastwę losu. Punktem odniesienia mamy być my sami. Pytanie tylko- czy jesteśmy sami w stanie zapewnić sobie tak silne oparcie, wierzyć nam samym w tym, że to, co zrobimy jest stosowne lub nie? Odpowiedzmy więc sobie na pytanie dlaczego nasze zdanie ma być mniej warte niż zdanie innych? Dlaczego opinia innych nie jest dobrym punktem odniesienia?

Pamiętajmy, że opinia innych jest subiektywna. Nigdy nie wiemy co za nią stoi. Ludzie oceniają nas według swoich własnych upodobań. Kierując się upodobaniami innych, dostosowujemy się do nich. Wiem, że czasami nawet chcemy się do kogoś dostosować.  Żeby komuś zaimponować. Ale czy na pewno osiągniemy tym wymarzony cel? Ludzie widząc, że się do nich dostosowujemy, myślą, że mogą nami manipulować w tak łatwy sposób, co za tym idzie, tracą do nas szacunek. Stajemy się pionkiem. Ktoś inny skłania nas do wykonania następnego ruchu.

Jesteśmy jedyną osobą, która może być w pełni obiektywna wobec siebie. Jesteśmy jedyną osobą, która nie ma wobec siebie złych intencji. Jedyną osobą, której możemy w pełni zaufać. Często pragniemy żeby ktoś traktował nas w określony sposób. My możemy zdecydować o tym jak będziemy traktować siebie. I jesteśmy jedyną osobą, której zachowanie możemy w pełni kontrolować. Możemy sprawić żeby chociaż jedna osoba traktowała nas tak, jak tego pragniemy. Dlatego właśnie to my jesteśmy dla siebie najlepszym punktem odniesienia.

Ludzie podziwiają osoby, które nie przejmują się hejtem. Nawet jeśli to wyśmiewają, nie robią tego, bo nie uważają tego za stosowne. Wiecie, dlaczego ludzie to robią? Bo nie potrafili w takim stopniu pokochać siebie, żeby sobie zaufać. Bo widzą, że widzicie w sobie swoją wartość, która jest tak silna, że głupi komentarz nie będzie potrafił jej zrujnować, a oni nie potrafili tego osiągnąć. Zazdroszczą im, bo uświadomienie sobie swojej wartości nie jest wcale takie proste- co absolutnie nie znaczy, że nieosiągalne! Trzeba się po prostu trochę napracować, żeby do tego dojść. A leniwi zawsze zazdroszczą pracowitym bo ci- w przeciwieństwie do nich- naprawdę coś osiągają.

Kiedy ludzie zobaczą, że znasz swoją wartość, czyli postrzegasz się jako wartościową osobę- szybko to zobaczą i sami zaczną cię tak traktować. To imponuje ludziom, nie to, że się do nich dostosowujesz. A jeśli nie- no cóż… albo ich samych zżera zazdrość do tego stopnia, że nie mogą na ciebie patrzeć, albo po prostu nie są inteligentni. W obu przypadkach uważam, że nie warto się nimi przejmować.

Nie ma prostego sposobu na to, żeby to zrobić. I na pewno nie stanie się to z dnia na dzień, ale to chyba oczywiste. I nie mówię, że po lepszych chwilach nie przyjdą gorsze. Ale zawsze trzeba od czegoś zacząć. Wiem, że to zabrzmi trochę egoistyczne, ale powinniśmy zacząć od skupienia się na sobie. Dochodzimy tu do momentu, w którym nie mogę dać jednej, prostej rady, bo każdy z nas jest inny. Ale jeśli czujemy, że towarzystwo innych nas przytłacza- powinniśmy zrobić sobie przerwę- skupić się na sobie. Na tym, co nas uszczęśliwia. Na tym, do czego dążymy, czego tak naprawdę chcemy. Powinniśmy żyć dla siebie, nie dla innych. I nie, nie uważam, żeby to było w jakimkolwiek stopniu egoistyczne. Bo dbając o siebie wcale nie musimy ranić czy umniejszać innym. Uszczęśliwianie siebie wcale nie koliduje z uszczęśliwianiem innych osób- możemy to robić dopóki nie zacznie wpływać to na nas niekorzystnie.

Budowanie poczucia własnej wartości to długa droga, w której nie ma skrótów, przejść, podwózek. Trzeba przejść ją samemu od początku do końca. Krok po kroku iść na szczyt, pod górę z której wiele razy będziemy się staczać, cieszyć że zaszliśmy tak wysoko żeby za kilka chwil znowu znaleźć się na dole. Będąc na szczycie zawsze możemy stoczyć się niżej, jeśli będziemy nieostrożni. I może to cholernie trudna i męcząca trasa, ale tylko od nas zależy czy znajdziemy w sobie tyle motywacji, żeby ją pokonać.

Wiem jak to jest być ocenianym przez innych. Przez pryzmat tego jak zachowywałam się w przeszłości, wyrwanych z kontekstu rozmów, sposobu ubierania się, ludzi, z którymi się zadaję. Ludzie zawsze tworzą wyobrażenie o innych na podstawie tego, co widzą- tego, co pokazujemy lub próbujemy im pokazać. Nie mamy wpływu na to jak to odbiorą. Często wsadzają nas w jakiś schemat, patrzą na nas w określony sposób. Kiedy nie mamy na tyle silnej osobowości, zaczynamy patrzeć na siebie tak, jak patrzą na nas inni.

Często patrzymy na siebie zbyt krytycznie. Kiedy upadamy, nie możemy się podnieść. Popatrzmy na to z innej strony. Czy inni ludzie widzą wszystkie nasze porażki? Jakieś porażki- na pewno. Ale czy wszystkie? Nie. I nigdy wszystkich nie zobaczą. Nadal masz wątpliwości? Dobrze- więc odpowiedz sobie na pytanie- czy ktokolwiek przebywa z tobą dwadzieścia cztery godziny na dobę? Już miałam odpowiedzieć, że nie, ale- skłamałabym. Jest tylko jedna taka osoba. Ty. Tylko ty przebywasz ze sobą przez całe swoje życie. Tylko ty widzisz wszystkie swoje sukcesy i wszystkie swoje porażki.

Dlaczego o tym piszę? Załóżmy, że zrobiłeś/aś kilka błędów. Rano oblałaś test, po powrocie do domu pokłóciłaś się z mamą, na zajęciach dodatkowych zapomniałaś odrobić zadania a wieczorem jeszcze coś innego poszło nie po twojej myśli. Okej, wiem, że to badziewne przykłady ,,porażek’’, ale weźmy je sobie jako przykład, który ma zobrazować nam tą sytuację. Wieczorem siadasz na łóżku zmęczona i sfrustrowana. Mówisz sobie, że do niczego się nie nadajesz. Że jesteś beznadziejny/a i dlatego ludzie nie chcą się z tobą zadawać. Problem w tym, że często nie uświadamiamy sobie tego, że ludzie widzą tylko skrawki naszego życia. Porażkę ze szkoły widzieli tylko nasi koledzy. Kłótnię z mamą- rodzina, brak zadania- koledzy z zajęć dodatkowych. Niektóre porażki widzimy tylko my sami. Więc tak, jak już pisałam- tylko my możemy spojrzeć na siebie w pełni obiektywnie bo tylko my jesteśmy z sobą całe życie. Dlaczego mamy dawać oceniać się komuś kto nie wie o nas wszystkiego? Nie jest to na pewno obiektywna ocena. Nie mówiąc już o tym czy w ogóle ktokolwiek ma prawo nas oceniać. A nawet jeśli to robi- dlaczego mamy w jakikolwiek sposób ustosunkować się do jego opinii, skoro z góry wiemy, że nie może być w pełni zgodna z prawdą?

Nadal chcesz pozostać pionkiem? Więc pamiętaj, że to nie od ciebie będzie zależeć czy wygrasz.

 

Proszę nie traktować tego jako niewiadomo jak poważny artykuł(!!!)- to tylko moje luźne myśli i porady:) Plus jeśli ktokolwiek z was dobrnął do końca, byłoby miło gdyby dał znać co sądzi i dzięki za to że poświęciliście chwilkę żeby tu wpaść:))